Na najnowszy film Neila Jordana (reżysera m. in. Gry pozorów, Wywiadu z wampirem, Ondine - że wspomnę tylko te) poszedłem z czystej ciekawości. Nie moje klimaty, nie moja religia, nie ta fantastyka. Prawdę mówiąc miałem nadzieję zobaczyć coś z odniesieniem do starożytności i wschodniego Cesarstwa. Otrzymałem obrazki współczesności z wplecionym początkiem XIX stulecia. I na początku przyznam, że film BIZANTIUM mnie nudził, ale w pewnym momencie zwróciłem uwagę, że czekam na kolejną scenę. Jest jak dobra książka, która nie daje się od razu rozszyfrować, trochę cię nudzi, ale przewracasz kartki dalej, by w konsekwencji zauważyć, iż warto było przebrnąć przez powolne wprowadzenie. Taki jest ten film, świetnie zagrany - Gemma Arterton, Saoirse Ronan, Jonny Lee Miller, a także Caleb Landry Jones (chociaż w jego wypadku, to raczej sama jego drobna postura i blady odcień skóry rzucają się w oczy), sfotografowany, z klimatem... I dużą dawką prawdopodobieństwa. A wampiry jawią się jako swoiści opiekunowie słabszych i skrzywdzonych (i niekoniecznie chodzi o pomoc w odejściu z tego świata). Chociaż to nie moje..., to jednak dobry thriller.
Czasem lubię posłuchać piosenek o wampirach, ale w innym kontekście, np. utworu Lee Perry'ego Vampire w wykonaniu Sinéad O'Connor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz