sobota, 25 maja 2013

Gdzie na wojnie jest godność?

Gdy wyszedłem z seansu, kolega zapytał się mnie:
- I jak film?
To, że bardzo dobrze zrobiony, z przemyślanym scenariuszem, naturalną scenografią, szczegółami, ujęciami w odpowiednich dawkach trwania, bezbłędną grą aktorską - nie będę wymieniał imiennie, bo to dotyczy wszystkich aktorów z planu, to widać już po pierwszej scenie. I tak do ostatniej.
Zastanawiało mnie jedynie, dlaczego Siergiej Łoźnica użył właśnie takiego zakończenia swojej opowieści o wojnie.
Niezbyt lubiany to temat współczesnych widzów kinowych, zwłaszcza gdy jej losy nie dotyczą swojego narodu. Ale w filmie twórcy Szczęście ty moje ma ona ogólnoludzki i ponadczasowy wymiar. Jego obraz wojny jest pozbawiony spektakularnych akcji, ogromnych koncentracji wojsk, co najmniej kilkuminutowych scen strzelania i wybuchów wszystkiego w zasięgu obiektywu kamery. Chociaż od początku widać jej okrucieństwo. To przede wszystkim wojna jednostek, a nie wojsk.
Wyznaczony na wykonanie wyroku Burow uczestniczy w niej, bo kolaborujący z Niemcami białoruscy policjanci zabrali mu samochód, który tak pielęgnował.
Owi policjanci, bo Niemcy dają poczucie bezpieczeństwa (to dopiero półtora roku wojny), a poza tym można się łatwo wzbogacić (bardziej pasuje tu: obłowić). Wojtik niby jest partyzantem, ale raczej dekownikiem, za wszelką cenę (nawet wydając niedawnych dobrodziejów) próbującym ocalić życie i oszukać czyhającą wszędzie śmierć - nie wie, że śmierci oszukać się nie da. I wreszcie Suszenja, prosty chłop, do niedawna pracownik kolei, któremu Niemcy proponują współpracę, a gdy ten odmawia zamiast wykonać na nim wyrok w natychmiastowy sposób, skazują go na śmierć, na którą przyjdzie mu czekać i jakby wybierać jej sposób. Podając w wątpliwość ludzką ocenę jego postępowania. Okraść się z godności (bo o tym jest film według samego reżysera) jednak nie pozwoli. WE MGLE.
Na wojnie są zwycięscy i pokonani, w wersji przedstawionej przez Łoźnicę są tylko ofiary.
I taka dygresja przy okazji: dlaczego u niego aktorzy grają w sposób naturalny, a u nas - chociażby w Obławie Krzyształowicza, dramatyczny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz