poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Jedyny grzech, którego się nie wybacza, to rozpacz."

Nawiązując do wczorajszego filmu, innego rodzaju romansem jest pokazana przez Spirosa Stathoulopoulosa rodząca się miłość między Uranią i Theodorosem (mniszką i mnichem z sąsiednich klasztorów).
Zacznę jednak od tego, że był temat, natomiast zabrakło pomysłu na jego interesujące  przedstawienie.
Może to wina niedoświadczonego reżysera, ale scenariusza przecież sam nie napisał. Co do reżysera, to mam też pretensję za obsadzenie w roli mnicha Theo Alexandera - rozumiem, że dobry może być z niego aktor (podkreślę może być), ale mnich z niego zupełnie niewiarygodny (abstrahując od scenariusza), bo jedyne, co z nim coś łączy aktora to zarost. Tamila Koulieva-Karantinaki w roli Uranii broni się.
Filmowa zakazana miłość - bo przecież oboje złożyli chyba śluby zakonne, poświęcając się Bogu - w końcu zwycięża, ale jak do tego dochodzi, to mało przekonywujące. Jest myśl przewodnia - Czy potępić siebie i zrezygnować z miłości ludzkiej, czy na pewno Bóg tego chce, mimo przysięgi? Tylko tyle, poza tym zlepek cytatów z Pisma Świętego, zupełnie niepotrzebna (żeby zaznaczyć marność życia?) scena z zabiciem i oskórowaniem kozła - można to było pokazać jak inne sceny w animacji, a już szalę złego gustu reżysera przesądziło ukazanie kochającej się zakonnicy w okryciu głowy, jak jakaś perwersja (przecież już wcześniej Theodoros widział kolor jej włosów). Co do włosów w jednej animowanej scenie, to była jakaś aluzja do bajki o Roszponce?
Animowane sceny przeplatane z surowym krajobrazem greckiej Meteory też nie zawsze współgrały, a surowa muzyka raczej drażniła niż akcentowała klimat.
Widać, że kryzys nie ominął również greckiego kina, same krajobrazy to zbyt mało w filmie METEORA.

1 komentarz: