czwartek, 29 sierpnia 2013

Ludzkie potwory są straszniejsze od tych z wyobraźni.

Hiszpanie długo jeszcze będą otrząsać się z wojny domowej i wszystkich koszmarnych lat pod panowaniem frankistów, za niechlubnym przyzwoleniem tamtejszego Kościoła katolickiego. Będzie też jeszcze odbijać się to również w sztuce, filmowej także, co widać ostatnio na przykładzie debiutanckiej fabuły Juana Carlosa Mediny. Swoją opowieść podzielił na dwie części, by w końcówce złączyć w oczach bohatera ze wspólczesności. To, co działo się za "ciemnych czasów" Hiszpanie nie bez racji określają nie tyle tragedią narodową, co wręcz potwornością, stąd pojawiają się takie opowieści, jak Labirynt Fauna, obecnie GRANICE BÓLU, czy w sposób mniej dosłowny niedawno omawiana Śnieżka. Obecny film, historia z lat 30-tych, a potem 60-tych jest nie tyle prawdopodobna, ile ma pokazać owe bestialstwo tamtego systemu, pozostawiające niezaleczone rany i wracające koszmary, nawet u osób urodzonych już "w wolnej" Hiszpanii po roku 1975. Co prawda wątek ze współczesnym wypadkiem samochodowym jest zrobiony jakby na siłę, ale samo przedstawienie strachu i okrucieństw ludzi (raczej dorosłych) związanych z juntą, tudzież głupoty komunistów ma przypominać, do czego może doprowadzić taka, czy inna polityczna nienawiść. I w tym sensie odbieram ten film bardzo pozytywnie, natomiast sama fabuła jest za mało rozwinięta, z niepotrzebnymi scenami i mało dopracowana jak na horror (dość często przewidywalny ciąg dalszy), czy opowieść z retrospekcją historyczną, za dużo tu umownych sytuacji, a za mało konkretów. W filmie Mediny podobały mi się przede wszystkim zdjęcia i montaż (chociażby Benigno rysujący palcem po śladach krwi i przejście na drogę, po której porusza się współcześnie samochód Davida).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz