niedziela, 3 listopada 2013

Zemsta jest smutna.

Kim Ki-duk w swojej najnowszej produkcji stosunkowo jednoznacznie podjął się zatytułować swój film. PIETA znaczy bowiem miłosierdzie, litość. Tu zaś, w bezwzględnym egzekwowaniu (ze zbyt mocnym zaangażowanie zresztą) długów (z niemiłosiernie dużymi procentami), nie ma ani jednego, ani drugiego. Jest tylko zimna, bezsensowna przemoc, która w konsekwencji nie zawsze pozwala te długi odzyskać, a rodzi jedynie ból, nienawiść i przebiegłą zemstę.  Reżyser zatytułował swój film widząc jedynie pietę w sztuce, mylnie sądząc, że chodzi o bezgraniczną matczyną miłość i żal po śmierci syna i do tego się odnosząc.
W ten sposób pewnego dnia na drodze bezwzględnego windykatora z dzielnicy drobnych wytwórców i rzemieślników staje kobieta podająca się za jego matkę. Godząc się na upokorzenia, by zyskać zaufanie młodego Gang-do, zbliża się do niego, robiąc wszystko, by uwierzył w jej opowieść.
Łatwo manipulować osobami, które nie zaznały zbyt wiele ciepłych uczuć w dzieciństwie. Tak bardzo pragną miłości i często tracą czujność.
To mocny film nie tylko o współczesnej formie przemocy, lichwiarskich pożyczkach, korporacjach odbierającym ziemie biedakom z przedmieść, by mogły powstać następne korporacyjne wieżowce, ale też o próbie zrozumienia uczuć matki, która już nic nie ma do stracenia. To również ukazanie połączenia azjatyckiej mentalności z zachodnią zachłannością.

Do posłuchania proponowałbym Kate Bush - Nocturn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz