niedziela, 29 czerwca 2014

"W kryzysie twórczy potencjał."

Pokazy przedpremierowe mają to do siebie, że ogląda się na przykład reklamę filmu, którego projekcja za chwilę nastąpi. Absurd operatorów?
Film nie wszedł jeszcze oficjalnie na ekrany kin, a już stał się kultowy. Wiedziałem o nim dużo wcześniej i to nie z materiałów promocyjnych. Bo co tak naprawdę opowiada Leonard Abrahamson? Gdzieś w Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie na wyspie Man, działa zespół, grający swoją pokręconą muzykę, składający się (dodając menadżera - Scoot McNairy) z ekscentrycznych osobowości, przy czym mózgiem, kryjącym się za tekturową maską-głową jest niejaki FRANK. ("Ukłon" w stronę recenzentki z pewnego, popularnego portalu filmowego, która określiła zespół grupą popową.) Nie zależy im specjalnie na popularności, dobrze czują się w stworzonym przez siebie świecie, chociaż... może nie wszyscy. Nagle potrzebują klawiszowca. Znajduje się prze-ambitny (co to ambicja przerasta ideę) Jon (Domhnall Gleeson) uzależniony od Twittera i YouTube, którego celem jest popularność za wszelką cenę. On inaczej rozumie muzykę, niż pozostali, umie też być przekonywujący dla zagubionego nieco Franka, którego głos w zespole jest decydującym. Jon co prawda wkupuje się (dosłownie) w pracę zespołu nad materiałem płytowym, ale mimo wszystko pozostaje egoistą (w trakcie reglamentacji żywności, nie omieszka uszczknąć coś tylko dla siebie) marzącym o sławie, we własnym mniemaniu z ogromnym talentem.
Jednak niemal wszyscy widzowie zachwycają się samym Frankiem, ekscentrykiem z nałożoną na swoją sztuczną głową, na którą ma specjalne lekarskie pozwolenie. Nie wnikaj, jak szczotkuje zęby. Fakt, że grający go Michael Fassbender - tak na dobrą sprawę widzimy go w końcówce filmu - jest w tej roli świetny, nie stanowi dla mnie jakiejś rewelacji (mogę zrozumieć niektóre kobiety, mogą na nie działać hormony). Tylko ta sztuczna głowa wyróżnia film od innych opowieści i zazwyczaj (nie włączam kompozycji Jona) niezłej muzyki, opartej na naturalnie, z otaczającej go najbliższej rzeczywistości tworzonych przez Franka tekstach. Aczkolwiek śledząc zachowanie i reakcje Franka, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kogoś mi przypomina - Iana Curtisa wokalistę zespołu Joy Division. Zwróciła też moją uwagę Clara (Maggie Gyllenhaal). Na dobrą sprawę, to ona, zanim pojawił się Jon, scalała grupę. A do której Jon powiedział: Ty chyba straciłaś kontrolę (Takie drobne odniesienie do Joy Division).

Ale nie ten utwór przytoczę, polecając film, lecz samego Michaela Fassbendera - I Love You All:
Marnotrawny syn powraca, 
tam, gdzie w bilard grają psy...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz