piątek, 19 kwietnia 2013

Potężna ściana dźwięku w niewielkiej sali

Lubię koncerty w Kaliskiej, bo chociaż nie odbywają się one regularnie i jest stosunkowo niewielka sala, a scena też nie zajmuje tyle miejsca, by czasem mogli się zmieścić na niej wszyscy muzycy, to przede wszystkim ma swój klimat i co najważniejsze graną tu muzykę słychać wyraźnie. Szkoda, że czasami muszę wcześniej wyjść, przed zakończeniem grania, bo jedyny feler, to koncerty odbywające się we czwartki, a rano do pracy...
Na dzisiejszy poszedłem z czystej ciekawości, znając tylko jeden utwór polecony przez znajomych. Trudno mi było powiedzieć innym , spotkanym wcześniej, jakie to będą klimaty. Nawet teraz mam trudności z określeniem, a tym bardziej z porównaniem do czegoś zbliżonego gatunkowo.

Brudno brzmiąca gitara, bas wraz z wokalem - dosyć ubogim zresztą i perkusja. Duża bardzo ściana dźwięku, tego gitarowego (może odrobinę przypominało mi Nirvanę?). Mimo wszystko ten dźwięk przyciągał. A z boku, po lewej stronie sceny młody chłopak bawił się perkusją i widać było, że sprawiało mu to niesamowitą radość. W przeciwieństwie do reszty zespołu - ze śpiewającym jednolicie wręcz basistą (w obowiązkowej na modłę amerykańską włóczkowej, mało jednak rozciągniętej czapce) - która potrafi nieźle grać. To nie ten z basem, próbujący coś mówić do publiczności, nie gitarzysta i ujeżdżanie gitary miały pierwszy głos. Niekwestionowanym mistrzem ceremonii był niewysoki, uśmiechnięty perkusista.
Jego jedynego zresztą stać było na ukłon w stronę publiczności, gdy pojawili się , aby zagrać na bis.

Nie kupiłem debiutanckiej płyty zespołu MAGNIFICENT MUTTLEY. To nie jest "moja" muzyka, z którą obcuję na co dzień... jednak bardzo chętnie zagoszczę jeszcze na jakimś koncercie tych chłopaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz