Tak się zastanawiałem, co ja tu jeszcze robię? Przewidywalne to takie, młody testosteron, ładne, zdrowe kobiety w średnim wieku, ocean, surfing - przewidywalność. Kobiece kino, dla tych w średnim wieku i młodszych, przed którymi dopiero w przyszłości patrzenie na młodsze ciała (Nie generalizuję!).
I to się tak ciągnęło, lekki przeskok i znów przewidywalność. O! tego nie przewidziałem - pomyślałem w pewnej chwili i dopiero po filmie, kiedy sprawdziłem swoje przypuszczenia, zrozumiałem, dlaczego nie mogło być tak szablonowo. Mimo niekoniecznie wspaniałej gry obu młodzieńców, to panie Robin Wright i Naomi Watts wczuły się w grane role Roz i Lil. A reżyserka Anne Fontaine podjęła się trudnej roli przeniesienia na ekran prozy Doris Lessing. Tak się składa, że na mojej półce (a to równoznaczne z przeczytaniem) są jej książki: O kotach, Dobra terrorystka i mój ulubiony Pamiętnik przetrwania, wcześniej zapoznałem się też z Piątym dzieckiem i Latem przed zmierzchem. To nie są banalne historie i zapomina się o teraźniejszości, uzmysławiając sobie opowieści całym ciałem. Nie wiem, na ile reżyserka IDEALNYCH MATEK poradziła sobie z oddaniem prozy Noblistki z 2007 roku, bo nie czytałem Grandmothers, zbioru opowiadań, wydanego w Polsce pod tytułem Dwie kobiety, skąd pomysł na scenariusz.
Niebezpieczny (razy dwa) jest związek z synem przyjaciółki, wszyscy inni są poszkodowani, najbardziej najbliżsi, nawet ci jeszcze nienarodzeni. Zwłaszcza, gdy trwa to kilka lat.
- Tylko ty jedna nie zachowałaś się podle - mówi Lil, gdy wszystko wokół się rozpada.
- Więc to moja wina - ni to stwierdza, ni to prowokuje Roz, najbardziej chyba żałująca, że już nigdy nie zobaczy wnuczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz