piątek, 5 lipca 2013

Świat kina byłby zwyczajnie nudny.

A kilkoro ludzi nie zdobyłoby swoich Oskarów i  innych ważniejszych nagród bez Woody Allena, chociaż to nie jest jego prawdziwe nazwisko. Zostało zmienione, bo nastoletni Allen (tak zwracali się do niego rodzice) nie chciał, by ktos kojarzył jego osobę z podpisami pod humoreskami w gazetach.
Zbyt dużo o jego prywatności nie dowiemy się jednak z filmu Roberta B. Weide'a. Owszem, jak w każdym dokumencie o znanej osobistości, jest kilka archiwalnych zdjęć z dzieciństwa, są wypowiedzi ludzi z nim współpracujących (a zaczynał tworzyć - najpierw na papierze - od lat szkolnych), fragmenty niektórych jego skeczy z klubów oraz kilku filmów, dowiadujemy się też o jego sposobie tworzenia, najwięcej reżyserowania i nic ponad to. Zwykły dokument, skrupulatnie przejrzany przez samego zainteresowanego przed jego upublicznieniem. Mimo to film REŻYSERIA: WOODY ALLEN ogląda się z przyjemnością i sentymentalnym uśmiechem. Mimo iż - jak sam przyznaje - nie wszystkie filmy mu wyszły, albo inaczej niżby chciał, odebrali je widzowie, to jednak jego geniusz w wieku siedemdziesięciu lat nadal błyszczy. Mam na myśli O północy w Paryżu (o tym filmie pisałem poza internetem, mam nadzieję, że kiedyś się to ukaże). Przypomnę tylko "wisienkę na torcie", jeśli ktoś nie wyszedł przed końcem napisów, to pamięta, inni niechaj żałują kankana. To jeden z moich ulubionych filmów Allena obok Jej Wysokość Afrodyta (słuszny Oscar i Złoty Glob dla Miry Sorvino). Zresztą rękę do aktorów, szczególnie kobiet to on ma.
Nie będę więc wymieniał wszystkich obrazów bohatera wieczoru, sądzę, że każdy z nas ma swoich faworytów lub chociażby fragmenty owych dokonań.
Zawiodłem się, że tak mało też jest o jego muzyce i samej muzyki. I w tym wydaniu, to bym jednak skrócił odrobinę, rozwleka się.
Tymczasem czekamy, czym jeszcze nas zaskoczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz