Ogólnie fajnie się to ogląda, jeśli nie szuka się artystycznych wrażeń, a bardziej wizualnych. Zakończenie (no, może poza ostatnią sceną) też zaskakuje. Pomysłowo połączone sceny realne z wygenerowanymi przez komputer, na tyle dobrze, że czasem zaciera się granica.
Niebagatelną rolę w filmie Louisa Leterrier odgrywa kilka nazwisk: Morgan Freeman - pełen uroku, w króciutkiej scenie w celi pokazał, że nadal potrafi grać, nie tylko czarującym uśmiechem patriarchy, w najgorszym wypadku starego wygi; Jesse Eisenberg - nadal irytuje, ale to już półka wyżej niż jako twórca Facebooka; Dave Franco jako Jack Wilder, tu klasyczny złodziejaszek, przypominający odrzutka z rosyjskiej mafii; Michael Caine - twarz ciągle przyciągająca nawet młodszych widzów; a jeśli idzie o kobiety, to dosyć poprawna Mélanie Laurent. Byłbym zapomniał - szarmancki wobec kobiet, bezwzględny, chociaż tu w wersji lżejszej, dla tych, którzy mu stają na drodze, niemal dorównujący sobie w Urodzonych mordercach - Woody Harrelson. Dlaczego tylko tyle o specyficznej zemście w obrazie ILUZJA? Jak mówi jej bohaterka:
Pewnych rzeczy nie należy wyjaśniać.
Dobra, może trochę: Jest bar, w środku siedzi koleś (bohater znaczy) i pije przy kontuarze. Przychodzi jego koleżanka, pyta: - Co robisz?
- Piję!
Na takich filmach nie chcę poznawać odkrywczych tekstów.
Dziś polecam Bakshish, utwór I Want To Know z płyty Eye.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz