wtorek, 10 września 2013

* "Pytanie brzmi, czy będę umiał wrócić do życia?"

To nietypowy wpis, dotyczy bowiem trochę autoreklamy, ale przede wszystkim filmu, który obejrzałem w czerwcu 2010 i - gdy była przerwa w projekcie Trochę piękniejsze kino, a o blogu pod tym tytułem jeszcze nawet nie myślałem - napisałem parę zdań w przygotowywanej książce pt. Hiacyntowa szarość... (o ile nie zmieni się tytuł i w ogóle wyjdzie wcześniej moja pierwsza książka Góra. Dół. Dół. - nie mylić z tomikami).
Otóż w Hiacyntowej szarości... jest zaledwie kilka zdań, które dziś, z racji pokazywania filmu Jima Sheridana w jednej z telewizyjnych stacji przytoczę:
Myślę, że brat - żołnierz miał wybór (w Afganistanie) przed zabiciem swojego kolegi (?), podwładnego. Przecież Talibowie coś mu sugerowali.
I sądzę, że naprawdę dorośle zagrała byłą cheerleaderkę - to już samo narzuca ukazanie specyficznego charakteru - Natalie Portman. Jak za starych dziecięcych czasów w roli Mathyldy z Leona Zawodowca. To już nie jest sztuczna księżniczka Amidala z Gwiezdnych wojen.
Tyle z moich archiwów. Będę starał się nie pisać o filmach - notabene wartych poleceniarecenzowanych kilkoma zdaniami w książce, bo musiałbym wyciąć stamtąd jedną trzecią treści, a to by mi popsuło koncepcję, więc jeśli się to ukaże w druku dam znać zapewne.

Wracając do filmu Sheridana, celowo pomijam afgańską traumę tysięcy amerykańskich żołnierzy, a raczej wszystkich żołnierzy z dala od domu i rodzin, które zostawiają tyle tysięcy kilometrów od siebie i swoich uczuć, ponieważ film BRACIA trzeba zobaczyć, aby choć na chwilę poczuć, co czuli ci wszyscy zdradzeni ludzie. Począwszy od tego zdradzonego przez żonę - Kapitana Cahila (Tobey Maguire), poprzez zabitego kolegę (przed śmiercią nie było mu wszystko jedno), dzieci Cahilów, rodzinę. I nieistotne, że uważano Sama za zabitego.
To jeden z filmów, które na długo zapadają w pamięć, więc jeśli jeszcze ktoś nie widział, a będzie miał okazję, polecam bardzo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz