Była księżniczką, która mogła mieć wszystko, ale Oliver Hirschbiegel pokazał w swoim filmie, że Księżna DIANA miała przede wszystkim tyle samotności, że mogłaby tym obdzielić przynajmniej pół królestwa. Samotność, którą błyski fleszy próbowały przerobić na gazetową papkę dla gawiedzi, ale to było jedyne, czego nie można było jej odebrać.
Naomi Watts ładnie zagrała tę samotność, chociaż dużo lepszy w swej roli kardiochirurga Khana był Naveen Andrews, moją szczególną uwagę zwróciła rola Geraldine James jako Oonagh - powierniczki i terapeutki Lady Di.
W DIANIE pokazano kobietę, która pragnęła miłości i zrozumienia, potrafiącą mimo to korzystać ze swoich przywilejów i niepowstrzymującą się przed wykorzystywaniem swojego wizerunku do celów prywatnych, wręcz rodzaju zemsty. Zemsta okazała się zdradziecka.
Jak na konwencję film znośny, jednak brakuje mu otwartości i pazura Upadku.
Gdy oglądałem film przyszła mi do głowy piosenka o samotnym marynarzu, konkretnie Seemann - Apocalyptica feat. Nina Hagen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz