poniedziałek, 11 listopada 2013

"Jak zamierza pan badać cud?"

Na Cinergii zapowiedź kolejnego filmu, tak, jak opisywany ostatnio, opartego na autentycznych wydarzeniach. Tym razem historia wręcz nieprawdopodobna, bez praktycznie żadnych szans na to, by w ogóle skończyła się szczęśliwie. Niestety piątka z szóstki rybaków, którzy wypłynęli kutrem na połów w sztormową pogodę, tego rejsu nie przeżyła. Nikt nie zawinił, to nie był ich jedyny rejs w taką pogodę i to nie pogoda bezpośrednio doprowadziła do tragedii. Zdarzył się tak zwany niefortunny przypadek.
Na archipelagu Westman na północy Islandii, w obszarze czynnych wulkanów znajdujących się na tych małych wysepkach, ludzie są obeznani z niebezpieczeństwem i śmiercią.
Film Baltasara Kormákur opowiada historię tragicznego rejsu i mimo bólu, jaki przyniósł rodzinom tych, którzy nie wrócili, ukazuje, że chęć przeżycia jest w człowieku bardzo silna. Wystarczy w to wierzyć i nie rezygnować. Wiele, co nas życiu złego spotyka, nie udaje nam się nie z powodu warunków zewnętrznych, a jedynie z naszej rezygnacji. Do której nie potrafimy się czasem przyznać i zrzucamy winę na cały świat.
Gulli (Ólafur Darri Ólafsson) nie poddał się. Płynął, miał za towarzystwo sporadycznie pojawiające się mewy, z którymi rozmawiał, powracające sceny z życia, twarze swoich kolegów idących na dno. Po prostu płynął około 5 - 6 godzin, w wodzie Oceanu Atlantyckiego o temperaturze około 5 stopni Celsjusza, przy temperaturze powietrza wahającej się od - 2 do -3 stopni. Potem, na bosych stopach około 2 godzin szedł przez wulkaniczne, ostre wybrzeże do swojego miasteczka (poznał wyspę po latarni), a dopłynął z innej strony.
Przeprowadzano na nim eksperymenty, fizycznie uratowała go tkanka tłuszczowa jak u foki. On sam zdaje sobie sprawę, że uratowała go wiara.

Dire Straits - The Mans Too Strong to chyba właściwy utwór do tego wpisu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz