poniedziałek, 11 listopada 2013

* Wróble śmieją się ze stracha na nie.

Czy są jeszcze jacyś widzowie dobrego kina, którzy po 40 latach od premiery nie widzieli jeszcze STRACHA NA WRÓBLE  Jerry'ego Schatzberga? Pewnie są, ci młodsi, ale jestem pewien, że po wczorajszym wieczorze z reżyserem na 18 Forum Kina Europejskiego ta liczba trochę się zmniejszyła. Zaobserwowałem, że wśród młodych osób było sporo takich w średnim wieku, bo co innego zobaczyć tę historię w telewizji, a co innego na dużym kinowym ekranie, zwłaszcza, gdy zapowiedział go sam Jerry Schatzberg.
Dwaj wędrowcy spotykają się przy tej samej drodze gdzieś na amerykańskim odludziu. Jeden z nich jest twardzielem, nie lubi ludzi, drugi to trochę lekkomyślny były marynarz, ujmujący ludzi swoim poczuciem humoru.
W pewnym momencie opowieści słyszymy taki dialog:
 - To ja cię wybrałem.
- Dlaczego?
- Bo dałeś mi ostatnią zapałkę.
Zwykła męska przyjaźń wśród amerykańskiego krajobrazu. Radości, pech i troski, w planach wspólny interes, do czasu...
Swoją drogą, jak trzeba być wredną bezmyślną suką, by patrząc w oczy własnego dziecka, mówić jego ojcu, że dziecko nie narodziło się z powodu poronienia. Może mógłbym to zrozumieć, gdyby Francis nigdy się nim nie zainteresował, a tak nie mogę...
Film obowiązkowy, dla przyjaźni Francisa "Liona" - Al Pacino i Maxa - Gene Hackman.


Może to będzie dobra ilustracja?: Deep Purple - Perfect Strangers

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz