6 lat budowania rodziny, relacji, więzi, snucia jakichś planów, drobnych niepowodzeń, znów radości. Jeden telefon ze szpitala burzy ład kilku pokoleń, dwóch rodzin. JAK OJCIEC I SYN nie jest jednak łzawym obrazem pełnym rozpaczy i lokalnego końca świata. Jest zdumienie, z początku niedowierzanie, spotkanie rodziców, dzieci. Z jednej strony chłodna kalkulacja, jak odnaleźć się w nowej sytuacji, a z drugiej naturalna, nienarzucająca się miłość podparta zaangażowaniem w życie dzieci. Z jednej: Może weźmiemy oboje, stać nas na to i Twój tata ma swoją pracę, z drugiej: Dzieci potrzebują czasu i Nie wszystko można kupić. Tak różne podejście do dzieci, inne modele rodziny, a przede wszystkim trudne decyzje, z biegiem czasu podejmowane coraz rozsądniej. Z każdym dniem małżonkowie dowiadują się o partnerach nowych rzeczy, zauważają egoistyczne cechy, kompleksy, wady i dążą do zrozumienia takich postaw, oraz ich akceptacji.
Jest też niejako wątek kryminalny, celowa zamiana dzieci w przypływie irracjonalnej zawiści i próbie odegrania się za własne relacje w rodzinie.
Ujęła mnie pewna krótka scena, gdy Ryota chce oddać pieniądze pielęgniarce, która dopuściła się owej zamiany i w trakcie ich rozmowy wychodzi może dziesięcio-, dwunastoletni chłopak i mówi; Bo to jest moja mama. To samo dziecko, które wraz z rodzeństwem jeszcze 6 lat wcześniej nie akceptowało nowej partnerki ojca. (Swoją drogą, dziecko nie powinno podsłuchiwać rozmowy dorosłych zza drzwi.)
Film Hirokazu Koreeda'y mimo stonowanej fabuły i za mało zaangażowanej gry aktorskiej powinien obejrzeć każdy rodzic, zwłaszcza myślący o dziecku. Przypuszczam, że w Europie emocje dotyczące takiego tematu byłyby przedstawione w sposób bardziej zaangażowany, jeśli nie histeryczno-wybuchowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz