wtorek, 10 czerwca 2014

"Iphone, biały, 64 Gigabajty"

Film Robina Campillo jest całkiem niezły, nawet nazwałbym go dobrym, gdyby był o "cztery godziny" krótszy. Strasznie męczące są niektóre sceny, które nic właściwie nie wnoszą, a ciągną się, ciągną... Bohaterowie wtedy myślą, czy reżyser, co zrobić z następnym rozdziałem filmu? Ci bohaterowie jednak często podejmują decyzję w mgnieniu oka: Nie pytasz za ile?
Takie  nieprzemyślane bywają jednak te decyzje, takie... zachodnioeuropejskie.
Jak jest po francusku: zaufanie?
Samotny, nieco zagubiony (jak później się okaże chcący, by ktoś na starość mógł się nim zaopiekować) Daniel ( w tej roli stonowany Olivier Rabourdin) na jednym z paryskich dworców zauważa chłopaka, który od razu wpada mu w oko. Słyszy obcą mowę grupy młodzieńców, której trzyma się obiekt jego zainteresowania i do głowy mu nie przyjdzie, że skoro jest obca grupa, to musi rządzić się jakąś hierarchią, a przede wszystkim celami. To nie tylko głód miłości i (niekoniecznie legalnego) seksu sprawia, że Daniel jest zaślepiony, to zachodnia kultura, wymagająca wiary w ludzi. Błąd! Przy konfrontacji z EASTERN BOYS trzeba zachować maksymalną czujność. Zresztą w zaufanie jest też wyposażona menadżerka (Edéa Darcque) hotelu, w której mieszkają przybysze.
W grupie znajdą się zawsze jednostki (nieletni Marek - Beka Markozashvili), które będą za wszelką cenę chciały spodobać się bossowi , jak też tacy, którzy potrafią zauważyć inny świat poza tego typu grupą, czasem nawet poświęcając swój honor i godność, płacąc za przywileje ciałem.
Marek (Kirill Emelyanov) pochodzi z Ukrainy, z rodziną mieszkał trochę w Czeczenii w okresie, gdy wybuchła jedna z tamtejszych wojen z Rosją. Traumę przywracają mu pokazy lotnicze i fajerwerki z okazji narodowego święta Francji.
Bardzo chciałby zostać w tym kraju na stałe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz