Włączyłem sobie Black Sabbath i przypomniałem, że w okresie, gdy nawalił mi komputer nie napisałem przecież o jednym z ciekawszych filmów tego roku. Sięgnąłem więc po notatki, a tam powitał mnie taki cytat z filmu:
- Mózg mi się przy tobie lasuje.
- Jaki mózg?
Ci, którzy widzieli, odgadli że chodzi o WITAJ W KLUBIE? Ci, którzy nie zdążyli, bądź mieli wątpliwości czy obejrzeć, mogą coś wyciągnąć z tego wpisu.
Nadeszła era, gdy zaczyna się głośno mówić o AIDS, ba, w ogóle zauważać ten problem. Ludzie nie wiedzieli skąd się to bierze, a wielu, jeśli słyszało, to (jak z alkoholem u innych) machało ze zniecierpliwieniem ręką, dodając zdecydowanie: Mnie to nie dotyczy! Nie miał też takich dylematów, czerpiący garściami z życia Ron Woodroof - doskonały Matthew McConaughey (oglądany ostatnio w Wilku z Wallstreet). Jak to zwykle w prawdziwych historiach bywa, okazuje się, że do czasu dowiedzenia się, że zostało mu 30 dni życia. W Stanach Zjednoczonych Ameryki nikt w 1985 roku nie wynalazł skutecznego leku chociażby powstrzymującego na trochę rozwój choroby. Ponoć jest w coś takiego w Meksyku. Roy, z pomocą niejakiego "homo" transseksualisty Rayona - również świetny Jared Leto (ten, który odważył się wesprzeć Ukraińców na Majdanie w czasie ich walki o samostanowienie), na dodatek w przebraniu księdza (co za ujma dla playboya!) postanawia pomóc sobie i innym członkom klubu. Problem w tym, że:
- Nie da się tego kupić w Stanach?
- Nie ma certyfikatu.
Oczywiście nie pobiera opłat za leczenie, to wpisowe za członkostwo.
Nie wszystko jest proste, choroba daje o sobie znać, agenci FBI depczą mu po piętach, wyrzuty wobec dr Saks - Jennifer Gartner- też się nasilają. Mam jedno życie, tak? Ale chciałbym mieć czyjeś inne.
Jedna scenka przykuła moją uwagę; przy kolacji, podczas zamawiania wina dotyka w sposób naturalny, odruchowo ramienia kelnera. Jakiś czas wcześniej byłoby to nie do pomyślenia. A potem pada takie zdanie:
Czuję się znowu, jak człowiek.
Jean-Marc Vallee podaje nam danie z najlepszej filmowej kuchni: pełne humoru, bardzo dobrej gry aktorskie, ciekawej muzykij i niebanalnej fabuły o problemie, który zaczyna być zapominany, a my stajemy się mniej ostrożni.
Podsumowując: Ktoś, kto nie potrafi wbijać gwoździ, lepiej niech nie bierze się za młotek. Nie dotyczy to tego reżysera.
Zostańmy przy Black Sabbath (wpisuje się w muzyczny klimat filmu), utwór Children of The Grave.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz