Ogólnie rzecz biorąc wróciłem. Przepraszam tych, którzy czekali i zawiedli się brakiem wpisów - nie miałem komputera, pocztę sprawdzałem gościnnie. Mam nadzieję, że obecny dłużej mi posłuży.
Niedawno wróciłem z filmu, który na pewno nie jest rewelacyjny, ale warto go obejrzeć chociażby z powodu komediowo-dramatycznego charakteru, zwłaszcza w kilku scenach, np. gdy pod koniec leci muzyka a'la western. Dramat to raczej nie jest, chociaż smutno, że ginie bezsensownie, czyli bez szczególnego wyjaśnienia, syn głównego bohatera, a gra go nie kto inny tylko Stellan Skarsgård.
Najpierw pyta policjantów: Co zamierzacie? Po chwili zna odpowiedź. Gdzieś po kolejnym nekrologu rozmawiają ze sobą faceci od narkotyków (jeszcze ci żywi), chodzi o to, dlaczego ciała zabitych nie mogą zniknąć:
Bo jeśli norweski dzieciak zniknie, zaraz zjawią się jego wściekli rodzice i zaczną go szukać.
Tu się pogubiłem, chodzi o lokalizację zdarzeń. Z jednej strony Nils jest Norwegiem, ale emigrantem, z drugiej ktoś mówi, że tu jest Norwegia, a z trzeciej jest mowa o Danii. Może ktoś się pomylił w tłumaczeniu dialogów. Pomijam to. Nils na pewno jest Norwegiem, raczej nie oglądającym filmów (nie bardzo wie, co to "Top Gun"), więc metod Tarantino też nie zna, a film toczy się z uśmiechem na ustach oglądającego. Natomiast państwo, w którym się toczy akcja jest jednym ze skandynawskich, zimnych (wspaniałe ujęcia śniegu) państw opiekuńczych (jednak ciemną ich stroną rządzą emigranci, np. Serbowie). Bo z państwami na południu jest gorzej: Albo słońce, albo dobrobyt.
Myślę, że Hans Petter Moland spokojnie może przybić piątkę panu Tarantino. OBYWATEL ROKU jak najbardziej zasłużył sobie na ten tytuł, chociaż otrzymał go za inne dokonania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz