środa, 21 stycznia 2015

"A co ty, do cholery, o mnie wiesz?"

Bill Murray to wystarczyło, aby mnie przekonać do pójścia na film w reżyserii Theodore Melfi. Z opisów wynikało, że to komedia, ale specjalnie się na to nie nastawiłem. I rzeczywiście, rację miałem ja, bo chociaż nie brakuje w filmie MÓW MI VINCENT zabawnych sytuacji, a jeszcze więcej dialogów, które wywołują uśmiech na twarzy, to jednak pod tą pozorną radością kryją się poważne problemy. A przede wszystkim wrażliwi ludzie. Nie tylko spędzający czas w barze i na wyścigach konnych gburowaty Vincent (jakoś mi z charakteru przypomina Walta Kowalskiego z Gran Torino), ale również matka chłopca Maggie (Melissa McCarthy), brat Geragthy (Chris O'Dowd), a nawet nocna dama Daka (Naomi Watts). Każde z nich na swój sposób ukrywa przed światem dobrego, życzliwego człowieka.
Cóż z tego, że Vincent niejako wymusza na matce Olivera zapłatę za opiekę nad dzieckiem (pomimo jej często zrozumiałych obiekcji, co do sensu tego przedsięwzięcia), gdy mężczyzna i tak pomaga chłopcu zrozumieć świat, a świat nie wie, jak bardzo Vincentowi brakuje jego żony spędzającej ostatnie lata życia w hospicjum.
Wszyscy, pod przykrywką niezależności skrywają wrażliwe zadatki na świętych.

Jeden z ulubionych utworów Vincenta: The Clash - I Fought The Law.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz