Wreszcie doczekaliśmy się pełnego wytłumaczenia, dlaczego w niedawnej przeszłości zniknął z Polski komunizm, a ludzie stali się rozumni, uśmiechnięci, no szczęśliwi niemalże. Gdyby nie zostało w naszym kraju po odprawieniu obrzędów voudou wspomaganych kultowymi Dziadami niejakiego Mickiewicza Adama, jakichś pozostałości haitańskich loa - duchów, wszystko byłoby na dobrej drodze do szczęśliwości. A tak niedopracowane okazały się obrzędy przybysza z Haiti, tak wiele mającego wspólnego z Polską kraju po drugiej stronie oceanu, notabene gościa słynnego reformatora teatru Jerzego Grotowskiego.Całą historię, z doskonale uchwyconym klimatem PRL-u, sugestywną muzyką lidera yassowej formacji Ścianka - Macieja Cieślaka, sprawnie połączonymi w kolaż zdjęciami podrasowanymi, naturalnymi i archiwalnymi perełkami, przedstawili Bartosz Konopka i Piotr Rosołowski. Ich SZTUKA ZNIKANIA, tak jak wcześniejsza opowieść o króliczej republice w podzielonym Berlinie, jest tak skonstruowana, że aż prosi się o uznanie jej za fakt historyczny. Tyle, że w kraju, w którym żyjemy, pomijając duchy przodków, zastanawiam się już, jakie gromy spadną na twórców, gdy znajdzie się jedna z drugim, którzy uznają, że to obraża ich uczucia religijne, w załączniku dołączając obrazę majestatów.
Póki co cieszmy się widokiem chociażby takiej sceny na stadionie, w której Haitańczyk zauważył, jak, tubylcze kobiety oddawały cześć grupie kapłanów.
Dodam jeszcze, że ciąg narracyjny w tym obrazie jest bardziej stabilny, niż w (oglądanym przeze mnie wczoraj), Perfekcjoniście.
Ponieważ to wpis o filmie, a nie o zespole pozwolę przytoczyć na dobranoc cover Joy Division She's lost Control w wykonaniu Ścianki. Trochę to oddaje klimat filmowego obrzędu wypędzenia złych duchów z serc Polaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz