Tego wpisu miało nie być, nie stać mnie na wydawanie równowartości czterech biletów, by obejrzeć film, na który nie czekam, więc i tak musiałem odejść z jednego seansu, na który się wybrałem.
Zacznijmy od nazwiska Francois Cluzet. Nie taki, jak w swojej najlepszej roli Philippe'a z Nietykalnych Oliviera Nakache i Erica Toledano, ale zagrał perfekcyjnie (to chyba z tego powodu polski tytuł), o ile perfekcją można nazwać zagranie postaci raczej szarej, małomównej (chociaż szanowanej przez kolegów), nie okazującej uczuć, za to z ambicją odegrania się na firmie, której jeden z kierowników przez wiele lat nie doliczał mu co miesiąc kilku minut czasu pracy. I zostania perfekcyjnym złodziejem. We Francji to była najbardziej spektakularna kradzież tego wieku, w internecie Toni Musulin zyskał sławę, zwłaszcza, gdy sam zgłosił się na policję. Ale żeby od razu robić z tego film? Ok. facet jest oszczędny (mógł sobie pozwolić na wymarzone ferrari), za to kosztem kobiety, która właściwie go utrzymywała, a gdy znudziła się, postanowił spróbować z kimś ładniejszym (podzielającym jego miłość do gór - jak sam o tym mówi, bo w filmie to kilka obrazków Alp jedynie, ale żadnej pasji w tym nie widać), starający się chronić tych, z którymi był zżyty (w dosyć oschły sposób to robi). Podobno okrzyknięto go bohaterem, za to że wyprowadził w pole swoją firmę i policję. Tyle, że to po prostu złodziej, który miał perfekcyjny plan i go zastosował bez udziału innych. Ale gdyby Toniego Musulina zagrał aktor nie będący na topie po innym filmie, pewnie nikt nie wybrałby się do kina na PERFEKCJONISTĘ Philippe'a Godeau . Jak łatwo można wykorzystać naiwność widzów? Może niektórym podobać się jego spokojny, stonowany klimat, mnie to nie satysfakcjonuje w takich historiach. Muzyka była przyzwoita. A to nie wszystko.
Proponuję w zamian posłuchać The Clash w utworze Bankrobber skoro już jesteśmy przy pieniądzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz