wtorek, 18 lutego 2014

"Lalki miały być idealne. Każda miała wyglądać tak samo."

Gdzieś w argentyńskiej Patagonii, na początku lat 60 ubiegłego wieku, żyła sobie szczęśliwa rodzina. Właśnie dowiedzieli się, że mają odziedziczyć podupadły hotel, którego właścicielem byli rodzice Evy, matki słabiej niż rówieśnicy rozwijającej się Lilith. Wyruszają w podróż, w tej maleńkiej karawanie uczestniczy również pewien kulturalny mężczyzna. Hotel mieści się w przepięknej okolicy, nad jeziorem, za którym wznoszą się ośnieżone szczyty gór - gdyby to była Europa, przypominałoby to scenerię jakiegoś alpejskiego jeziora.
Przed wyruszeniem w podróż mężczyzna dowiaduje się od dziewczynki, że jej lalka ma na imię Wakolda - ANIOŁ ŚMIERCI, a jej matka, mająca niemieckich przodków, rozmawia z nim w języku, którego ostatnio rzadko używała.
Już na miejscu mężczyzna nadal bardzo kulturalnie zbliża się do rodziny, zamieszkuje jako pierwszy gość w hotelu, a przy okazji żywi duże zainteresowanie zarówno rozwojem Lilith, jak i ciąży Evy.
(Tu powinienem wtrącić,że wprawiło mnie w zdumienie i... lekkie przerażenie zobaczenie w czołówce filmu Lucii Puenzo nazwiska jednej z głównych aktorek).
I to by było na tyle, bo okazuje się, o czym dużo wcześniej pisałem (chociaż nie wszystko się już z tego ukazało), że w filmie, to jak gra aktor, wiele zależy nie tylko od scenariusza, ale też reżysera, który go odpowiednio pokieruje. A pisząc wprost: Natalia Oreiro umie grać!, może nie zachwyca, ale to na pewno nie jest ta sama postać z wszystkich argentyńskich telenowel, które przewinęły się przez ekrany telewizorów niemal całego świata. Jeśli więc sugerujecie się obsadą przed pójściem na film, to tym razem warto zaryzykować.
Wracając do samej opowieści o rodzinie Enza i Evy, w od wielu pokoleń zamieszkującej tereny okolic hotelu niemieckiej społeczności wytworzył się swoisty kult Sonnenmensch, zwłaszcza pod wpływem uciekinierów z Europy po upadku niezwyciężonej Rzeszy (często korzystających z paszportów Czerwonego Krzyża, zorganizowanych przez Watykan).
Niestety i tym razem, zwany w obozie Auschwitz Aniołem śmierci (Alex Brendemuchl), już nie tajemniczy lekarz zainteresowany szczególnie bliźniaczą ciążą i jej owocami, oraz czystością rasy, zdoła umknąć.

W 1986 roku w Jarocinie wystąpił m.in. zespół Ivo Partizan, zagrali też ten utwór Josef Mengele.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz