niedziela, 16 lutego 2014

Węzeł Prusika

Kolejne tłumaczenie doświadczenia Joe przez Seligmana (świetny, najlepszy z aktorów w tym filmie Stellan Skarsgard). Tym razem Lars von Trier ukazuje nie tylko inne wymiary seksualności, ale również jej formy, które dzieją się gdzieś na obrzeżach doznań, które tylko nielicznym potrafią sprawiać radość. Osobiście nie mam tolerancji do osób, które wykorzystując ludzkie słabości, maksymalnie czerpią z tego zadowolenie, raczej nie związane z ich życiem erotycznym, ale może psychologowie mają inne zdanie na ten temat. W związku ze scenami zadawania fizycznego bólu reżyser przesadził z czasem ich pokazywania, przez co ta druga część stała się rozwlekła i niemalże nudna. Nie do końca jednak - po drodze wychodzą inne niż seksualne aspekty: mowa jest o hipokryzji społeczeństwa, samotności jako formy odmienności, sztucznego sentymentalizmu, która to wartość nie ma znaczenia w świecie na zewnątrz człowieczego ciała, ośmiesza empatię, jako twór sztuczny w zetknięciu z osobowością o bogatszych życiowych doświadczeniach. Ukazuje też miłość, przed czym broni się bohaterka, przywiązanie, zazdrość, a nawet zawiść.
Jest tu również głód uzależnienia, który niweluje nawet matczyną miłość do dziecka. Niweluje, wyzbywa się czegokolwiek poza chęcią zaspokojenia. 
Kontynuacja pierwszej części Nimfomanki jest zdecydowanie mroczniejsza i bardziej zahaczająca o egzystencjalne pytania o kwestie dobra i zła. Przez moment nasunęła mi się scena z innego (jednego z ostatnich filmów von Triera), gdy zobaczyłem samotne dziecko zmierzające w stronę otwartych drzwi balkonowych. 
Co do pytania o granice dobra i zła, to szczególnie odzwierciedla to scena ostatnia, gdy łagodny powiernik bólu okazuje się jednym z tysięcy, myślących tylko pewną częścią ciała.
Ogólnie druga część, łącząc dodatkowo w całość poprzednią, zadaje mnóstwo takich egzystencjalnych pytań i stawia przed nami lustra, byśmy sami odnaleźli w sobie umiejętności ściągania długów, czasem niestety z użyciem broni wobec siebie samych.

Już w trakcie listy płac słyszymy Charrlotte Gainsbourg śpiewającą utwór Jimiego Hendrixa. Nawet śpiewa lepiej, jak wyraziła się Nina, niż wygląda. Dla mnie to jednak przesłodzone. W takim razie proponuję inną wersję: Black Uhuru - Hey Joe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz