Jest tu również głód uzależnienia, który niweluje nawet matczyną miłość do dziecka. Niweluje, wyzbywa się czegokolwiek poza chęcią zaspokojenia.
Kontynuacja pierwszej części Nimfomanki jest zdecydowanie mroczniejsza i bardziej zahaczająca o egzystencjalne pytania o kwestie dobra i zła. Przez moment nasunęła mi się scena z innego (jednego z ostatnich filmów von Triera), gdy zobaczyłem samotne dziecko zmierzające w stronę otwartych drzwi balkonowych.
Co do pytania o granice dobra i zła, to szczególnie odzwierciedla to scena ostatnia, gdy łagodny powiernik bólu okazuje się jednym z tysięcy, myślących tylko pewną częścią ciała.
Ogólnie druga część, łącząc dodatkowo w całość poprzednią, zadaje mnóstwo takich egzystencjalnych pytań i stawia przed nami lustra, byśmy sami odnaleźli w sobie umiejętności ściągania długów, czasem niestety z użyciem broni wobec siebie samych.
Już w trakcie listy płac słyszymy Charrlotte Gainsbourg śpiewającą utwór Jimiego Hendrixa. Nawet śpiewa lepiej, jak wyraziła się Nina, niż wygląda. Dla mnie to jednak przesłodzone. W takim razie proponuję inną wersję: Black Uhuru - Hey Joe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz