poniedziałek, 3 lutego 2014

"Stworzyliśmy wszystkie drogi prowadzące do nigdzie"

Jeśli Ian miał odgrywać na scenie rolę umęczonej duszy, było mu łatwiej, jeśli nie wpatrywały się w niego oczy kobiety, która prała mu majtki.
Tyle Deborah Curtis, żona jednej z ikon brytyjskiej i światowej pop-kultury, w samobójczej śmierci odeszłego wokalisty legendarnego wręcz zespołu Joy Division. I na jej sformułowaniu z książki jej autorstwa: PRZEJMUJĄCY Z ODDALI. JOY DIVISION I IAN CURTIS, mógłbym poprzestać, jeśli chodzi o samego Iana, jako człowieka. Ale tak, jak jego teksty, sposób ich wyrażenia i ogólny klimat muzyki zespołu, nie jest wszystko jednoznaczne. Oczywiście piszę te zdania wsłuchując się w grane w tle utwory z Coser, Unknow Pleasures, Substance, Still - tyle mi wystarczy do napisania kilkunastu zdań.
Przyznam szczerze, że swego czasu, mimo targnięcia się na własne życie (brak odpowiedzialności), nawet lubiłem wokalistę Joy Division, chociaż - zaznaczam- nigdy nie byłem ich ślepym fanem. Po prostu cenię to, co stworzyli, a ich mroczna muzyka, zdarzyło się, że uspokajała mnie w niektórych życiowych chwilach zakrętów. Po zapoznaniu się jednak z opowieścią żony Curtisa, doszedłem do wniosku, że mimo pewnego uznania, nie chciałbym się kolegować z tym człowiekiem. Rozumiem, że jej wspomnienia, jako jego partnerki (nie wliczając Annik), są jednostronne, ale sposób, w jaki stara się przedstawić postać Iana, broniąc go mimo wszystko, sugeruje, że naprawdę go kochała, godząc się na kaprysy przyszłej "gwiazdy". Zdarzyło mi się spotkać w życiu faceta, o tym samym wyrazie oczu i czytając historię Deborah, ciągle przewijała mi się przed oczyma postać tamtego gościa - żałośnie złośliwego i mszczącego się w zapamiętaniu, na tych, którzy postanowili zrobić coś nie tak, niżby sobie tego życzył, w szczególności mam na myśli najbliższych. Otaczał się, jak Curtis ludźmi do momentu, dopóki byli mu potrzebni, by zrealizować wcześniej, czy później jego plany. Taki wzór egoizmu, z domieszką ogłady na zewnątrz.
Nigdy pewnie nie dowiemy, jak wpłynęło na jego życie dzieciństwo, co się takiego zdarzyło, Deborah pisze o tym powierzchownie, bo skąd niby miała wiedzieć, kiedy Ian rozmawiał z nią  tylko o tym, o czym on sam chciał w danym momencie. Na pewno dużą rolę w jego sposobie myślenia i opisywania świata odegrały różnego rodzaju używki z czasów szkolnych i późniejszych (w ukryciu przed żoną), niemały wpływ na teksty i podejmowane decyzje miała świadomość choroby - epilepsji.
Świat zewnętrzny też dodawał swoje, oto fragment tego, jak Ian odbierał wiadomości z radia, telewizji (fragment jednego z jego nieukończonych tekstów):
Dwanaście południ ustawionych broń załadowana. Echo dziesięciu strzałów w dalekim afrykańskim mieście. Raport CIA: "Nie ma powodów do obaw - wszystko jest pod kontrolą."
Przestałem lubić Iana Curtisa, nadal będę lubić Joy Division.

Jeden z moich ulubionych utworów: Joy Division - Heart and Soul


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz