poniedziałek, 27 października 2014

Czy to jest obrona swojego terytorium, czy rodzicielski emocjonalny terroryzm?

Górecki, Penderewski...

ZBLIŻENIA są właściwie Oddaleniami, powolnymi odejściami, czasem niechętnym oglądaniem się za siebie. Problem zaborczej matczynej miłości i nie do końca świadomie podporządkowanej tej miłości relacji córki często spotyka się wśród naszych znajomych, chociaż celowo bywa maskowane. Film Magdaleny Piekorz trochę - ze względu na temat - przypominał mi obraz wyreżyserowany przez Wandę Różycką-Zborowską w 1988 roku. Chodzi mi o Jemiołę.
To właśnie ta roślina, mimo iż celtyccy druidzi i mieszkańcy Skandynawii uważali ją za przynoszącą szczęście (tak, w ilu katolickich domach u powały wisi gałązka, jeśli nie cały pęk jemioły?), to jednak symbolizuje kogoś, kto wysysa życiodajne soki z innego organizmu - aczkolwiek sama, jako roślina jest półpasożytnicza (pobiera soki i sole mineralne z żywiciela, ale niezbędne do życia substancje już sama łączy).
W Zbliżeniach przeplatają się cechy toksycznej miłości matki i podległości córki, co nie wpływa dobrze na jej małżeństwo (próbuje zerwać "pępowinę" dopiero w wieku 37 lat).
Żebyś mi przynajmniej nie mówiła, że się z tobą nie liczę. Dzieci? Wg matki Jeszcze do tego nie dorosła. 
Sam sygnał dzwonka telefonu ustawiony na matkę już przyprawia o dreszcze.
Niestety, chyba trochę przez zbyt ubogie aktorstwo w całym filmie - chowająca się wewnątrz siebie matka (Ewa Wiśniewska), artystyczną symbolikę jednoznacznych rzeźb Marty (Joanna Orleańska), uproszenia myślowe (spotkanie z ojcem) ten film nie wywarł na mnie specjalnego wrażenia. Mimo to, jeśli ktoś takie wysysające relacje z rodzicem (to nie koniecznie musi być najczęstszy przykład: matka (bo po przejściach) - córka) przeżywa, to warto zobaczyć Zbliżenia i... spróbować terapii zanim będzie zbyt późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz